JAK TAK MOŻNA?

Scenka z życia. Autentyczna. Sobota, 12 stycznia 2019 roku. Centrum Radomia. Właśnie wysiadałam z autobusu nr 9.
Zauważyłam księdza chodzącego po kolędzie. Uśmiechnęłam się radośnie. Nie zauważył – już mnie minął. Może usłyszał moje „Szczęść Boże!”. Mam nadzieję.

Mam nadzieję, że nie usłyszał słowa szyderczego rzuconego w jego stronę – w Bogu ducha winnego kapłana – przez jegomościa o rozmiarze XXXL.

Struchlałam... Jak tak można?

Panie XXXL, czy już przyjąłeś kapłana „po kolędzie”? A może przesiedziałeś ten czas w piwnicy? Boisz się Prawdy?

Gość ów minął mnie już sporo, kiedy pomyślałam - pójdę za nim i mu „na wtykam”. Pewnie i mnie też by się dostało.
XXXL wyglądał na takiego, który wszystko wie najlepiej. O jednym być może zapomniał - może jeszcze tego wieczoru będzie wzywał księdza? Być może właśnie ten znieważony kapłan będzie błogosławił XXXL-owi w imię Chrystusa na drogę ku wieczności…

Tuż po owym smutnym zdarzeniu wstąpiłam do kościoła ojców bernardynów. Często tam wstępuję na pogaduszki
z Chrystusem. Tam (i w katedrze, i u jezuitów, i na Kapturze) trwa całodzienna Adoracja.

Ze wstydem przyznaję: w tym moim modlitewnym trwaniu przed Najświętszym Sakramentem skoncentrowana byłam na własnych potrzebach. Nie wspomniałam Panu o jegomościu XXXL. Zrobię to teraz: „Miłosierny Boże nie poczytaj Panu XXXL za złe tego wulgaryzmu”.

Nie usprawiedliwiam i nie pochwalam takiego zachowania, ale nie on jedyny. Ulegamy presji mediów. Pozwalamy sobą manipulować. Jak na smyczy idziemy w kierunku wskazanym przez pożałowania godnych „jasnowidzów” znanych nam
z ekranów telewizora. Mówimy: „takie czasy”. Czy na panoszące się zło mamy tylko takie usprawiedliwienie? Szanujmy kapłanów, może nam ich zabraknąć.

 

Jadwiga Kulik

do góry